Recenzja filmu

Robert Mitchum nie żyje (2010)
Olivier Babinet
Fred Kihn
Olivier Gourmet
Pablo Nicomedes

Przez Polskę po marzenia

Nie wróżę filmowi dużej popularności. Twórcy próbowali stworzyć słodko-gorzką opowieść w konwencji filmu drogi. Niestety zabrakło im umiejętności, by poskładać elementy w jedną stabilną i do tego
Choć "Robert Mitchum nie żyje" wyreżyserowali Francuzi, choć w głównych rolach wystąpili Francuzi, a większość dialogów jest prowadzonych po francusku, to widzów i tak pewnie zainteresują polskie korzenie obrazu. Współproducentem jest polska firma, na ekranie zobaczymy kilku polskich aktorów, a 1/3 akcji rozgrywa się na naszych ziemiach. I to właśnie poczucie patriotyzmu jest najważniejszym powodem, dla którego film powinien się cieszyć popularnością na festiwalu.

"Robert Mitchum nie żyje" to historia będącego w chronicznej depresji aktora, który na dodatek cierpi na bezsenność. Zresztą "aktor" to w jego przypadku określenie sporo na wyrost. Dobrze wypada tylko w jednej scenie (i to tylko wtedy, kiedy rusza ustami, a dialogi lecą z playbacku), na koncie ma malutką rolę w telewizji i to wszystko. Ma on jednak menadżera, który uparł się zrobić z niego gwiazdę. Ów menadżer nie robi tego z dobroci serca, ale ponieważ marzy mu się własna kariera. Przed laty był muzykiem, potem bezskutecznie próbował zostać pisarzem. Teraz łapie się każdej, nawet najmniejszej okazji. Jedną z nich jest festiwal filmów w Norwegii za kołem podbiegunowym, gdzie menadżer ma nadzieję spotkać się ze słynnym reżyserem i sprzedać mu scenariusz albo wepchnąć niewyspanego aktora do obsady.

Tak oto aktor i menadżer wyruszają w drogę przez pół Europy, by dotrzeć do Norwegii. W podróży towarzyszyć im będzie czarnoskóry ekscentryczny muzyk. Ich droga z nie do końca jasnych powodów przebiega przez Polskę. Tu odwiedzą łódzką filmówkę, gdzie bronią wymuszą odegranie sceny z pewnego filmu. Z kolei na Bałtykiem dadzą się uwieść Danucie Stence.

Nie wróżę filmowi dużej popularności. Twórcy próbowali stworzyć słodko-gorzką opowieść w konwencji filmu drogi. Niestety zabrakło im umiejętności, by poskładać elementy w jedną stabilną i do tego atrakcyjną całość. Humor jest zbyt idiosynkratyczny, a gorzkie elementy pozbawiono skandynawskiego chłodu i dystansu. Olivier Babinet i Fred Kihn mieli naprawdę bardzo dobry pomysł. Niestety na pomyśle się skończyło. My w Polsce możemy przynajmniej sztucznie bawić się, obserwując swojskie akcenty. A co mają powiedzieć inni?
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones